– mówi staropolskie przysłowie.
Tym razem jednak Bartkowa nasmażyła faworków, czyli chrustu, które również są symbolem tłustego czwartku. Znalazło się też kilka tzw. róż karnawałowych. Wyszły pyszne - cienkie i chrupiące z charakterystycznymi 'bąblami', które są wynikiem wielokrotnego uderzania ciasta wałkiem (do tego znakomicie nadał się mój Mąż, z którego pomocy wdzięcznie skorzystałam).
W zeszłym roku korzystałam z przepisu, w którym jajko i żółtka ubijało się osobno. Były dobre, ale nie aż tak lekkie jak chciałam. Tegoroczne faworki wzorowane są na przepisie z blogu Ale Babka!!! Robiłam jednak z 2/3 porcji umieszczonego tam przepisu, a i tak powstał pełny talerz złotego chrustu.
Faworki
330 dkg mąki
szczypta soli
5 żółtek
2 łyżki wódki
6,5 dkg miękkiego masła
5 łyżek śmietany 12%
4 kostki smalcu do smażenia
cukier waniliowy do posypania (u mnie cukier zmielony w młynku z połową laski wanilii)
Mąkę przesiać do miski, dodać do niej pozostałe składniki: żółtka, sól, wódkę, masło i śmietanę. Dokładnie wymieszać, a następnie wyłożyć na stolnicę i wyrobić dość miękkie ciasto.
Najważniejszą częścią wyrabiania ciasta jest "obicie" ciasta wałkiem. Wielokrotnie. Mocno. Z każdej strony. Klepać, składać, klepać. Służy to wtłoczeniu powietrza do ciasta, żeby było lekkie i kruche po usmażeniu.
Po takim obiciu, każdemu należy się odpoczynek. Zarówno obijającej, jak i obijanej stronie. Ciasto na faworki należy więc owinąć w folię i odłożyć na minimum pół godziny do lodówki. Po tym czasie dzielimy ciasto na 3 części i każdą wałkujemy na cienki placek. Kroimy nadając im odpowiedni kształt prostokątów o wymiarach 3-4 cm na 10-15 cm - tak jak lubimy. Każdy kawałek nacinamy w środku, a następnie przekładamy jeden koniec przez dziurkę.
Z 1/3 ciasta zrobiłam róże karnawałowe - wycinamy po 3 kółka różnej średnicy (np. kieliszki do wina, wódki i szklanka). Każde kółko nacinamy po bokach w 5 miejscach i zlepiamy po środku (można skorzystać z pozostałego białka, będą się lepiej trzymały podczas smażenia).
Faworki smażymy na głębokim tłuszczu. W garnku rozgrzewamy smalec (najpierw użyłam 3 kostek, po usmażeniu 2/3 porcji dodałam kolejną). Tłuszcz najlepiej nagrzewać dłużej na mniejszym ogniu, niż szybko na dużym. Smalec powinien być porządnie rozgrzany zanim zaczniemy smażyć.
Smażymy małymi porcjami, na zloty kolor z obu stron.
Wyciągamy i odkładamy na papierowy ręcznik, aby odsączyć nadmiar tłuszczu. Po wystudzeniu posypujemy cukrem pudrem.
Do środka róży karnawałowych wkładamy dla ozdoby np. suszoną żurawinę, wiśnię, albo jak w moich - pokrojoną suszoną śliwkę.
Następnie zjadamy wszystko nie martwiąc się o kalorie. W tłusty czwartek przecież się nie liczą :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz